wiejski chill + boja dla terminatorów!

seminaria, zawody, seminaria, zawody… a gdzie opierdzielanie się? na wsi podlaskiej, hej!

wybraliśmy się w tym roku, razem z pauonkami, na totalnie beztroski wypoczynek wsiowy.
perspektywa spędzenia kilku dni na upojnym nic-nie-robieniu w otoczeniu stadka krówek, bezkresnych łąk i szumu drzew była tak kusząca, że nawet fochy srebrnej strzały nie były nam w stanie pokrzyżować planów!

założenia wyjazdowe były szalone: turlanie po kocu w plenerze połączone z czytaniem książek, długie spacery ze stadem psów połączone z weight pullingiem wśród zboża czyli motywowaniem bardzo niechcącej Zelówki


focia z perspektywy pso-trzymacza…

wypowiadanie ‚ojej, jak tu pięknie’ z częstotliwością przekraczającą wszelkie możliwe normy i… żeby nie było, że się zupełnie obijaliśmy – intensywne testowanie nowej, dowodnej zabawki! ;)
gdzieś, z tyłu głowy, tliła się myśl, by wykorzystać okoliczności przyrody do treningów przed finałami, ale wyparowała, niczym opuszki Rudego po pierwszym spacerze…

przez 6 dni regenerowaliśmy swe siły, pracując intensywnie nad tym, by po powrocie na sam dźwięk ‚wolnych dni’ automatycznie znajdować aktywną alternatywę :))

Zelówka, poza wymuszonymi spacerami, próbowała prześcignąć Paulę w opaleniźnie

Cukier postanowił pracować nad swoim wewnętrznym ja i głównie oddawała się medytacjom z otwartą paszczą i wzrokiem wbitym w bliżej nieokreśloną przestrzeń, na zmianę z ćwiczeniem deski obróconej o 90 stopni.

Qsław od początku uznał, ze trafił do raju na ziemi! po pierwsze: działka do pilnowania!


po pierwsze: krowy do polowania

i po pierwsze: niemalże nieograniczone możliwości pląso-pomykania :D

Naika z kolei tak mocno poniosło, jak już wspomniałam na wstępie, że pierwszym spacerem zakończył życie swoich opuszek… niemniej, Ruda twarz wyrażała nie tylko ubolewanie z racji kłujących zdziebełek w łapkowe mięsko, ale przede wszystkim wielki zachwyt nad możliwościami do potencjalnymi szaleństw!


dwa samce nie mogą przebywać w swoim towarzystwie, bo będą skakać sobie do gardeł! a już bracia w szczególności!!!

w sumie psia brygada liczyła 9 członków, którzy świetnie się przez ten czas dogadywali, wspólnie pląsali i czerpali pełnymi łapami z możliwości bycia choć na chwile wiejskimi burasami :)

wspomniałam wcześniej, że zajmowaliśmy się intensywnym testowaniem nowego, psiego obiektu pożądania i już spieszę z wyjaśnieniami!
kilka tygodni wcześniej dostaliśmy od sklepu naszezoo.pl prezent. w zasadzie powinnam napisać, że psy dostały, spójrzcie tylko na zdjęcie:

w środku znaleźliśmy nylonową boję firmy Zolux przeznaczoną do wodnych szaleństw. Naiek i Q uwielbiają pływać, ja jestem psim gadżeciarzem więc siłą rzeczy przerobiliśmy mnóstwo tego typu akcesoriów. niestety, bez względu na to, czy była to kosztowna zabawka wypasionej firmy czy sklepowy ‚nołnejm’ zwykle ich kariera kończyła się dość szybko. tak, tak, wiem, takie rzeczy służą do aportowania z wody, a nie szarpania z psem więc biorę to na siebie, niemniej… gdy zobaczyłam obietnice producenta na opakowaniu nowego aportka

spojrzałam na swoje psy i razem uznaliśmy:

ze strony sklepu dowiedzieć się można, że zabawka nadaje się do nauki aportu, jest wykonana z wysokiej jakości materiałów, posiada kształt nadający się do przenoszenia w zębach (mój faworyt!) i uchwyt ułatwiający dalekie rzuty. szczerze mówiąc, brzmi to jak opis dowolnej zabawki i nie jest wybitnie zachęcający, no ale skoro mamy testować, postanowiłam zwiedzić jeszcze stronę producenta. znów szału nie ma jeśli chodzi o informacje, ale do wcześniejszych dochodzi neoprenowa rączka, wytrzymałość nacisku na poziomie 70kg/cm2 i obietnica interakcji bez ograniczeń (huhuhu :D)

przedmiot testu jest, stawik koło domu z nieograniczonym dostępem jest, sześciu zdeterminowanych testerów również, no to lecimy!

początki były delikatne.
nauczona doświadczeniem ograniczyłam się do rzucania naszej pięknej, rudej bojki i grzecznego odbierania jej psom.
burki śmigały jak szalone łącząc styl Otylii Jędrzejczak z imponującymi skokami ala Adam Małysz.

zabawka spełnia swoją funkcję i nie nasiąka wodą przez co nie tonie. rączka jest bardzo fajnym dodatkiem, bo dzięki niej można rzucić dość precyzyjnie i daleko, co w naszym teście sprawdziło się super, bo niektórym członkom komisji potrzebne były fory w pościgu. po pierwszych trzech dniach czyli dobrych kilku wodowaniach uszczerbków w komisji tudzież przedmiocie testowym nie odnotowano ;)

przejdźmy teraz do konkretów. poziom podstawowy mamy za sobą, czas na wersje hard.
z sześciu członków komisji aż pięciu jest w stanie wyrwać ręke z barku osobie, z którą przeciąga się zdobyczą. mając to na uwadze zaczęłam od najbardziej miękkiego pyska z dostępnych czyli Nismo.

Puszek preferuje dziamanie swego trofeum, podskakiwanie z nim i lekkie przeciąganie się. atrakcyjność przedmiotu w jego oczach wzrosła bez uszczerbku dla tegoż.
wybór uczestnika drugiego starcia był trudny, bo każdy z nich posiada ogień w szczękach! po chwili namysłu podział został dokonany ze względu na nazwisko czyli Neverlandy vs Włóczniki! pierwszy zespół zaciska paszczę z wielką mocą, ale przypomina bardziej przeciąganie liny, niż jak w przypadku drugiego teamu, walkę z rozwścieczonym rekinem wkręconym w wentylator. czasami co prawda ‚liną’ przeciąga się z nami sam Pudzianowski, ale [powiew młodości] YOLO! [koniec powiewu młodości].
po obejrzeniu ‚Szczęk’ w dzieciństwie dalej mam traume więc na pierwszy ogień poszedł Qsław z Dżejkiem. crocsy nie stanowią dobrego połaczenia z mokrym podłożem, stwierdzam to z wielką stanowczością, niemniej mimo dwóch dobrze wgryzionych, mocnych ciągników zabawka przeżyła.

ponadto Dżej skontrolował, czy aby tylko wypchana częśc nadaje się do ciągnięcia, angażując w zabawę również sznurek i rączkę – jak dobrze wiemy, diabeł tkwi w szczegółach. na zakończenie rundy Q sprawdził jeszcze czy fajnie robi się do niej flipy i po kilku próbach również w tym temacie dał okejke.

proszę państwa, za chwile ostatnie starcie! zanim zaprosiłam do pojedynku Wenę, Hondę i Naia.
pomyślałam, że to fajna zabawka była… taka ładna, taka ruda… nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby celowe szarpanie się z dzikim wełniaczem przeżył jakikolwiek aport wodny. pogłaskałam więc bojkę po neoprenowym uchwycie, szepnęłam jej sentymentalne żegnaj i rozpoczęliśmy walkę na śmierć i życie!
każdy z członków klanu miał swoją indywidualną sesję i choć styl walki jest podobny to można zauważyć różniące ich szczegóły.
Honda preferuje okładanie się zdobyczą po uszach, po którym dociera do człowieka z dzikim bulgotem i dopiero wtedy rozpoczyna taniec rekina.
Wena podrzuca w pysku ofiarę i wydając z siebie puczi-stęknięciaa stosuje szarpnięcia naprzemienne, lewo- i prawo-trzonowe.
Naiek natomiast z wielką zapalczywością niegodną czempiona obidjęs podgryza nieszczęśnika, a później uwiesza na nim miotając swym ciałem, jakby od tego zależała ilość rudych kropek na jego łapach.
ubaw był przedni, radości co nie miara, psiej w szczególności ale i ludzka rozkwitła znacząco, gdy po sprawdzeniu stanu bojki okazało się, że ma się ona świetnie! no, dobraaaa… przyznaję… białe wzorki, które są nadrukowane na materiale miejscami nie podołały… ;)

zróbmy zatem małe podsumowanie!

zabawka przede wszystkim przeżyła, za co należą jej się wielkie brawa, gdyż żadnej innej do tej pory, nie udało się to przy mniej zaawansowanych próbach.
czy psy ją lubią? zdecydowanie, ale akurat w tym wypadku nie mogło być inaczej – wszystko, co można aportować jest fajne (w przypadku moich, musi też nie piszczeć). jest wytrzymała, ale też miękka i lekka więc sądzę, ze psy, które muszą najpierw wkręcić się w miłość do nowego gadżetu nie będą miały z tym problemu – na przeciąganie z człowiekiem mogę dać swoją gwarancję! w naszym przypadku na atrakcyjność wpływa również fakt, ze zabawka jest mocno wypchana – Naiek i Qsław mają syndrom wędkarza tj ‚taaaaaką mam ryyybęęęę’, lepszy dorszyk niż szprotka, co nie? ;)
bojka jest solidnie wykonana, ma mocne i dokładne szycia. materiał jest bardzo dobrej jakości, sznurek wytrzymały, a metalowe oczko łączące jeden element z drugim spełnia swoją funkcję nie niszcząc zabawki. schnięcie oceniam na piątkę.
zabawka jest dostępna w trzech kolorach, nasza jest pięknie ruda (pomarańczowa). mimo wielu zmyłek psy nie miały najmniejszego problemu z namierzeniem jej w wodzie.
uchwyt, który początkowo potraktowałam jako element jedynie dodający lansu jest fajnym dodatkiem. nie tylko pomaga utrzymać walkę z czterołapną bestią, ale pozwala na naprawdę dalekie rzuty w wybranym przez nas kierunku, co po korzystaniu z ostatniej zabawki, płetwy chuckit! zaczęłam doceniać.
ocena końcowa, zdecydowanie doskonała! czytając obietnicę producenta odnośnie wytrzymałości mocno w nie powątpiewałam, tym bardziej polecam, a w przyszłości, sama z pewnością przyjrzę się dokładniej innym produktom firmy Zolux.

Reklama

About agnieszkazq


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: